Testament - Remigiusz Mróz

Wydawnictwo Czwarta Strona, Rok wydania: 2018,
Liczba stron: 536


"James Bond ma licencję na zabijanie, a my na kłamanie. Tylko dla niepoznaki nazywamy ją dyplomem ukończenia studiów prawniczych"


Do adwokat Joanny Chyłki zgłasza się znany warszawski ginekolog. Oznajmia, że jedna z jego pacjentek, którą przyjął w swoim gabinecie tylko raz, zostawiła mu w spadku nieruchomość, na terenie której znalazł zwłoki w stanie zaawansowanego rozkładu. Ginekolog szybko staje się podejrzanym w sprawie i prosi Chyłkę o reprezentowanie go w postępowaniu. W zamian oferuje pomoc w wyciągnięciu z zakładu karnego kogoś, na kim prawniczce bardzo zależy. Joanna natychmiast się zgadza, wskutek czego zostaje wciągnięta w niebezpieczną grę, której zasady ustalono w dalekiej przeszłości...

Choć wieszam psy na każdej kolejnej (poczynając od tomu 4 - pierwsze 3 były przyzwoite) części przygód Chyłki i Zordona, wciąż daję szansę następnym (za każdym razem podobno "najlepszym"!) tomom, po czym po lekturze dochodzę do wniosku, że sięgnięcie po tę książkę było błędem. I tak w kółko. Gdybym pamiętała dokładnie wydarzenia z tomów 4-6, zapewne napisałabym, że "Testament" jest najsłabszą z dotychczas wydanych części przygód pary prawników. Ograniczę się jednak do stwierdzenia: "Znów słabiutko, panie Mróz" i postaram się rozwinąć tę myśl poniżej. 

Gdybym miała wyjaśnić komuś, czym "Testament" wyróżnia się na tle poprzednich tomów serii, odpowiedź brzmiałaby: "niczym". Po raz kolejny miałam wrażenie, że czytam o tym samym co w poprzednich tomach, a autor powiela doskonale już wypracowany przez siebie schemat. Jest zagadka, jest jakiś problem, ale Joanna Chyłka pstryka palcem i nagle znajduje cudowne, zupełnie nierealne, rozwiązanie, robiąc w konia wszystkich wokół, z prokuraturą i sądem włącznie. Główny kryminalny wątek wypadł zresztą w tej części serii wyjątkowo słabo, bo nie dotarłam nawet do połowy powieści, a już domyślałam się, jakie jest rozwiązanie zagadki. I miałam rację. O błędach merytorycznych w zakresie prawa i procedury nawet nie będę wspominać, bo autor już mnie do tego przyzwyczaił - trafiają się w każdej części sagi.

Chyłka wciąż jest tą samą Chyłką - bohaterka w żaden sposób nie ewoluuje. Choćby nie wiem, jak wielka tragedia wydarzyła się w jej życiu, jest tak samo wulgarna, obcesowa, w nosie ma przepisy prawa i etyki adwokackiej. Do tego bohaterka wciąż parkuje swoje wypasione auto przed samymi drzwiami gmachu sądu, kodeks drogowy ją nie obowiązuje, prowadzi prywatne śledztwa i niemalże nocuje u uczestników postępowania, a obrażanie i straszenie Policji i prokuratorów to dla niej chleb powszedni. Zastanawiam się, ile jeszcze czasu autor (prawnik z wykształcenia, ale zdecydowanie nie-praktyk) będzie wciskał swoim czytelnikom mylny obraz zawodu adwokata. Tak, czepiam się, bo znam ten temat z doświadczenia od podszewki. Książki Mroza są bardzo popularne i kreują w świadomości ludzi błędne wyobrażenie o pracy prawników. Myślę, że nawet fikcja literacka powinna mieć jakieś granice, tym bardziej gdy autor umiejscawia bohaterów w konkretnej, prawdziwej i znanej czytelnikowi rzeczywistości.

Zordon za to stał się dla mnie w "Testamencie" jeszcze bardziej bezbarwny, niż był do tej pory. Jego ślepe uwielbienie dla Chyłki staje się naprawdę męczące. Zresztą w tej części serii pani mecenas doskonale wykorzystała jego szczenięce zauroczenie i udowodniła, że Kordian jest jej marionetką. Wszyscy fani pewnie zarzucą mi, że nie dostrzegam wielkiego uczucia, które zrodziło się pomiędzy bohaterami. Serio? Ciągłe gierki, wodzenie za nos i brak zaufania to oznaka miłości. W takim razie rzeczywiście niewiele wiem o tym uczuciu. 

Samo zakończenie powieści również mnie rozczarowało. Choć autor wykreował swego rodzaju cliffhanger, będący zapowiedzią kontynuacji prywatnego wątku głównej bohaterki w kolejnych tomach, to jednak w mojej ocenie tym razem na maxa przeholował. Biorąc pod uwagę, że seria o Chyłce to tzw. kura znosząca złote jaja i na pewno doczeka co najmniej 10 tomów kontynuacji, już w tym momencie czytelnik może celnie wytypować rozwiązanie problemu głównej bohaterki. Zatem jak zwykle - zero zaskoczenia

"Testament" czytałam na Kindle. I całe szczęście, bo dzięki temu szybko się z tą książką uwinęłam (mam wrażenie, że e-booki czytam znacznie szybciej, niż wersje papierowe) i znacznie skróciłam swoje męki. Ogólnie powieści nie polecam. Jeżeli nie przeszkadza Wam przerywanie serii, możecie spokojnie odstawić książki o Chyłce i zająć się bardziej górnolotną literaturą. 


Ocena: 1/10

Komentarze