Behawiorysta - Remigiusz Mróz

Wydawnictwo Filia, Rok wydania: 2016, Liczna stron: 496


"Do sądu przychodzi się po wyrok, a nie po sprawiedliwość"

Nieznany nikomu mężczyzna dokonuje zamachu na przedszkole. Grozi, że zabije wychowawców i dzieci. Całość napadu transmituje na żywo w Internecie. Nie stawia żadnych żądań. Bezradna Policja zwraca się o pomoc do byłego prokuratora, Gerarda Edlinga - specjalisty od komunikacji niewerbalnej. Zamachowiec rozpoczyna z behawiorystą bezwzględną grę.


Ci, którzy obserwują mnie na blogu i Instagramie wiedzą już, że nie jestem fanką Remigiusza Mroza. Swoją przygodę z tym autorem rozpoczęłam od słynnej i uwielbianej prawniczej serii z Chyłką i Zordonem. Książki mnie nie zachwycają, a mimo tego cierpliwie kontynuuję cykl, licząc na jakiś przełom. Rozczarowana Chyłką pomyślałam, że dam panu Mrozowi szansę wykazania się w innej, niezależnej i niezwiązanej z żadną serią, powieści. Wybór padł na "Behawiorystę". 

Zanim zaczęłam lekturę, zapoznałam się z okładkowym opisem fabuły. Zamachowiec napada na przedszkole... Zaintrygował mnie! Rozsiadłam się wygodnie na kanapie i popijając ciepłą herbatkę zaczęłam czytać tego 500-stronicowego grubaska. Moje podekscytowanie zniknęło już po kilkudziesięciu stronach. Akcja ciągnęła się niemiłosiernie, a ja modliłam się, żeby zaczęła się rozkręcać. Po kolejnych kilkudziesięciu stronach moje modlitwy koncentrowały się już raczej na tym, aby jak najszybciej skończyć tę książkę i móc sięgnąć po coś innego. Liczyłam na sensowną zagadkę i wartką akcję, napięcie i emocje (jak na thriller przystało) - dostałam gniota, w którym krwawa jatka goni jatkę.

Nie zrozumcie mnie źle: pan Mróz miał naprawdę ciekawy pomysł i podjął ważny, wciąż aktualny temat terroryzmu. Samo ukazanie pracy behawiorysty mnie niesamowicie zainteresowało. Uważam jednak, że jak zwykle za mocno w swej pomysłowości "popłynął", przesadził zarówno z kierunkiem, w jakim poszła fabuła, jak i ze środkami wyrazu, przez co cała historia wydaje się niewiarygodna, a rozwiązanie zagadki naciągane. Ponownie miałam wrażenie, że autor najpierw napisał zakończenie, a potem wymyślał wydarzenia - nieważne, jak bardzo absurdalne - które miały do tego równie niedorzecznego zakończenia doprowadzić. Nie powinnam spoilerować, ale kiedy wobec poczynań zamachowca bezradne są wszelkie służby, wsparte technicznymi i technologicznymi rozwiązaniami, a kluczem do jego rozpracowania okazuje się wiejski ksiądz, robię po prostu tzw. facepalm. Dodam również - już bez zdradzania szczegółów - że samo zakończenie okazało się katastrofą. Fakt, nie domyśliłam się do samego końca, kto stoi za zamachami, ale uwierzcie mi - też byście na to nie wpadli, bo żaden fragment książki na to nie wskazywał. O ile w pewnym momencie motywy zamachowca wydawały mi się sensowne, o tyle zakończenie popsuło cały efekt. 

No i te błędy! Zdaję sobie sprawę, że poprawne przytoczenie treści przepisów i prawidłowe poruszanie się po procedurze karnej niczego nie zmieniłoby dla fabuły, ale na miłość boską (!), autor sam podobno jest prawnikiem (i to z tytułem doktora nauk prawnych), a poziom świadomości naszego społeczeństwa w sferze prawa jest mimo wszystkie niewysoki, zatem warto byłoby nie mydlić czytelnikom oczu. Przeciętny Kowalski będzie później myślał, że zna prawo, bo czytał Mroza, a tymczasem autor tworzy własną, niezgodną z rzeczywistością procedurę karną. A słowo "perorować" kojarzy mi się już wyłącznie z Mrozem xD

Chciałabym napisać o tej książce cokolwiek dobrego, ale nie potrafię. Dla mnie "Behawiorysta" to kompletny gniot, pisany na kolanie. Zastanawiam się, czy dożyję momentu, w którym pan Mróz zacznie stawiać na jakość swoich powieści, a nie na ilość. Cieszy mnie tylko jedna rzecz: że książkę wypożyczyłam z biblioteki i nie wydałam na nią grosza. Nie polecam - szkoda czasu.


Ocena: 1/10

Komentarze