Szeptucha - Katarzyna Berenika Miszczuk

Wydawnictwo W.A.B., Rok wydania: 2016, Liczba stron: 416


"Każdy ma w sobie pierwiastek zła. Ludzie bez skazy nie istnieją"

Gosława Brzóska to świeżo upieczona absolwentka medycyny. W rzeczywistości, w której żyje, obowiązkiem każdego młodego lekarza jest odbycie rocznego stażu u szeptuchy - wiejskiej znachorki. Gosia wyjeżdża do Bielin w celu pobierania nauki u lokalnej "wiedźmy". Poznaje miejscowe zwyczaje i obrzędy, a także przystojnego Mieszka, który szkoli się na żercę - kapłana. Niewierząca w zabobony Gosia nie spodziewa się, jak bardzo praktyka u szeptuchy zmieni jej światopogląd.

Zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałaby Polska, gdyby Mieszko I nie przyjął chrztu w 966 r.? Mnie też ciężko to sobie wyobrazić. Za to Katarzyna Berenika Miszczuk wpadła na bardzo ciekawy pomysł - stworzyła alternatywną rzeczywistość, w której Polacy wciąż są poganami, modlącymi się do słowiańskich bogów. Nie przepadam za literaturą fantasy, ale kiedy bohaterom na imię jest Gosława, Mieszko i Radomir, ciekawość zaczyna "zżerać" od środka. Tak oto "Szeptucha" trafiła do wąskiego grona książek fantasy, które udało mi się przeczytać.


Wspomniałam, że autorka wpadła na ciekawy pomysł stworzenia alternatywnej, niechrześcijańskiej Polski. Z początku byłam zachwycona, ponieważ niesamowicie interesowały mnie praktyki wiejskiej znachorki, domowe przepisy na leki i nalewki, a także zabobony i historie o pogańskich bóstwach. Kiedy jednak powieść po kilkudziesięciu stronach z zabawnej, obyczajowej historii przekształciła się w typowe fantasy, a wspomniani bogowie potwierdzili swoje istnienie, poziom mojej ekscytacji gwałtownie spadł. Niemalże w jednej chwili okazało się, że Świętowit (który przybrał postać żebraka) oraz demoniczny Weles polują na główną bohaterkę; pierwszy - z pomocą rusałki (która okazała się koleżanka Gosi); ten drugi - przy pomocy wąpierza (wampira). Ponadto obiekt westchnień Gosławy okazuje się być pradawnym władcą Polan, który zmartwychwstał dzięki wywarowi z kwiatu paproci, a facet naprawiający jej pralkę - utopcem (udręczoną duszą, zombie - topielcem). Im dalej brnęłam w tę opowieść, tym bardziej absurd gonił kolejny absurd. Być może jestem uprzedzona do powieści fantasy i nie do końca rozumiem ich istotę, niemniej jednak dla mnie elementu fantasy było w tej książce zwyczajnie za dużo.

Mankamenty w fabule doskonale nadrobiła główna bohaterka, Gosia oraz jej mentorka - tytułowa szeptucha. Dialogi pomiędzy paniami były przekomiczne. Humor jest w mojej ocenie najlepszym atutem tej powieści. Niestety mojego serca nie skradł przystojny Mieszko. Uważam, że poziom chemii pomiędzy nim a główną bohaterką jest w zasadzie równy zeru. 

Słowo jeszcze na temat stylu i języka. Pomimo wyżej opisanych niedociągnięć, książkę czyta się przyjemnie. Używane słownictwo jest proste - idealnie oddaje charakter Gosi, która  w powieści jest narratorem. Dzięki temu (przynajmniej w moim odczuciu) jawi się ona jako tzw. zwyczajna, równa babka. 

Rzadko czytam książki polskich autorów. Nie żebym uważała ich za gorszych od zagranicznych pisarzy; to trochę jak z filmami - amerykańskich produkcji jest więcej, a zatem częściej je oglądam. "Szptucha" była moim pierwszym spotkaniem z Katarzyną Bereniką Miszczuk. Oceniam je jako udane. Nie powiem, żebym się zakochała w tej historii, natomiast uważam, że jest to kawał dobrego pisarskiego kunsztu z potencjałem, który - mam nadzieję - został wykorzystany w kolejnych tomach serii "Kwiat paproci", a te wciąż przede mną.

Ocena: 6/10

Komentarze