Bez szans - Mia Sheridan

Wydawnictwo Otwarte, Rok wydania: 2017, Tytuł oryginału: Kyland, Liczba stron: 344


"Myślę, że kiedy minie wystarczająco dużo czasu, kiedy przetrwało się coś niewyobrażalnego, jest w tym jakaś godność. Coś, z czego możesz być dumny. Dumny, że ból cię wzmocnił. Ból skłonił cię do walki o wygraną. Któregoś dnia, kiedy spełnię swoje marzenia, pomyślę o wszystkim, co złamało mi serce i będę za to wdzięczna."

Dennvillle to malutkie, górskie, podupadające miasteczko, którego mieszkańcy każdego dnia zmagają się z biedą. Tenleigh i Kyland również walczą o przetrwanie, odkładając każdy grosz. Zakochują się w sobie, mając świadomość, że są rywalami o bilet do lepszego życia - prestiżowe stypendium na wyższą uczelnię. Jak bardzo młodzi kochankowie są w stanie wzajemnie się poświęcić? Co zwycięży - miłość, czy chęć przetrwania?

Trafiacie czasem na takie książki, odnośnie których macie wrażenie, że opisują historię Waszego życia? Taką książką jest dla mnie "Bez szans". I chociaż nie zrobiła na mnie aż tak dużego wrażenia, jak "Bez winy" (to do tej pory moja ulubiona powieść Mii Sheridan), na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci.

Tym razem autorka postanowiła opisać uczucie, które połączyło dwoje nastolatków - Tenleigh i Kyland w przeważającej liczbie rozdziałów są jeszcze w szkole średniej. Chciałabym napisać, że znajdują się u progu dorosłości, jednakże tych dwoje już dawno posmakowało, czym jest dorosłe, odpowiedzialne życie. Tenleigh dzielnie opiekuje się chorą matką i pracuje po szkole jako kelnerka; samotny Kyland chwyta się każdych prac, ledwie wiążąc koniec z końcem. Stypendium za najlepsze wyniki w nauce, o które walczą, jest dla nich niczym wygrana na loterii. Zwyciężyć może tylko jedna osoba. Okoliczność, że Tenleigh i Kylanda połączyło uczucie, nie była dla mnie zaskoczeniem. Zaskakujące było tło tej miłości - skrajne ubóstwo obojga bohaterów i ich nieustająca walka o przetrwanie. Śmiem twierdzić, że opisy ich codziennego życia i obowiązków oraz zmagania się problemami, z którymi nie powinien mierzyć się żaden nastolatek, były najlepszym elementem powieści. Dzięki podwójnej narracji (którą Mia Sheridan stosuje w zasadzie w każdej swojej książce) czytelnik może poznać powyższe okoliczności z perspektywy obojga bohaterów. 

O dziwo, nie polubiłam jakoś szczególnie głównych bohaterów. Tenleigh początkowo wydawała mi się bardzo dziecinna w swoim zauroczeniu Kylandem; ten zaś zrobił na mnie wrażenie zarozumiałego lovelasa. Prawdę mówiąc, zaskarbili oni sobie moją sympatię dopiero we fragmentach książki, w których wiedli już dorosłe życie. Utożsamiałam się natomiast z Tenleigh i rozumiałam jej ból w chwili, w której Kyland najbardziej ją zwiódł. Jeżeli kochaliście kiedykolwiek kogoś tak mocno, że życie bez tej osoby straciłoby dla Was sens i nagle dostaliście od niej potężnego kopniaka w tyłek, to powinniście wiedzieć, co mam na myśli. Płakałam razem z bohaterką, kiedy myślała, że ukochany ją oszukał. Bohaterowie mieli jednak szczęście, gdyż okazało się, że Kyland w swym kłamstwie miał dobre intencje. Kochankowie wyjaśnili sobie nieporozumienia i dostali od losu drugą szansę

Bardzo podobało się zakończenie powieści, choć zwykle razi mnie taka cukierkowa sielanka. Uważam, że bohaterowie, ciężko doświadczeni w młodości przez życie, zasłużyli na happy end. Wprawdzie ich pojednanie nastąpiło odrobinę za szybko - w prawdziwym życiu trudniej jest wybaczyć. Niemniej jednak dziękuję Mii Sheridan po raz kolejny za wywołanie u mnie fali wzruszenia. Niby prosta historia, a ileż w niej prawdy i emocji. Powieści pani Sheridan nawet z najtwardszej babki wycisną łzy ;)

Ocena: 7,5/10

Komentarze