Bez słów - Mia Sheridan

Wydawnictwo Otwarte, Rok wydania: 2016, Tytuł oryginału: Archer's Voice, Liczba stron: 384


"Pełne zrozumienia milczenie bywa lepsze od wielu słów, które koniec końców okazują się bezsensowne i zbędne"

Bree doznała straszliwej traumy. Przeprowadzka na drugi koniec kraju, do malowniczego Pelion stanowi próbę ucieczki od przykrych wspomnień. Kiedy Bree przypadkiem spotyka na swojej drodze miejscowego samotnika - mieszkającego na odludziu Archer'a Hale'a - mężczyzna od razu wzbudza jej zainteresowanie. Niebawem okazuje się, że tych dwoje ma ze sobą wiele wspólnego; życie Archer'a również zostało naznaczone cierpieniem. Czy rodzące się między nimi uczucie jest w stanie pokonać istniejące bariery i zasklepić bolesne rany?

"Bez słów" to ostatnia książka, jaką przeczytałam w 2017 r. i przyznam, że to był bardzo dobry wybór. Mia Sheridan kolejny raz wprawiła mnie w zachwyt!

Historia Bree i Archer'a jest z pozoru banalna: oboje zostali ciężko doświadczeni przez życie, a cierpnie ich zbliżyło. Nie trudno bowiem - już po pierwszym spotkaniu bohaterów - domyślić się, że połączy ich uczucie. Piękna ona, piękny on; rozumieją się bez słów i razem stawiają czoła problemom - happyend murowany. 

Mia Sheridan nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wprowadziła w życie wykreowanych przez siebie bohaterów odrobiny dramatu. Tym razem autorka skupiła się na głównej postaci męskiej - Archerze. Wydarzenia, które miały miejsce w czasach jego dzieciństwa, odcisnęły na życiu tego bohatera nieodwracalne piętno. Krzywda, której doświadczył w przeszłości, przyczyniła się do utworzenia bariery, której nikt nie był w stanie przełamać. Pierwszą osobą, której się to udało była Bree. Wyciągnęła do Archer'a pomocną dłoń, nie zważając na uszczypliwe komentarze otoczenia. Za hart ducha i serce na dłoni pokochałam tę bohaterkę od pierwszych kart powieści. Pozostaje mi mieć nadzieję, że na świecie jest więcej takich osób, jak Bree - bezinteresownie udzielających pomocy, którym daleko jest od piętnowania outsiderów.

Czytając powieść, mamy pewność, że Bree i Archer są dla siebie stworzeni. Bardzo mocno kibicowałam tej parze. Uważam jednak, że autorka tym razem przesadziła z ilością fragmentów erotycznych. Nie jest niczym nadzwyczajnym, że dwoje kochających się ludzi uprawia miłość. Żyjemy w czasach, w których nikogo nie gorszą już śmiałe opisy. Jednakże we wszystkim należy zachować umiar. W mojej ocenie tak duża ilość fragmentów, ukazujących cielesne zbliżenia głównych bohaterów, nie tyle dowodziła ich idealne dopasowanie, co spłycała fabułę - Bree i Archer nawet w chwilach największego załamania rzucali się na siebie, niczym para nastolatków. Niemniej jednak należy oddać Mii Sheridan, że o tej cielesnej stronie miłości potrafi pisać w ładny, niewulgarny sposób.

W książce pojawiło się również wiele ciekawych postaci drugoplanowych. Osobiście czułam mały niedosyt, jeśli chodzi o losy Travisa Hale'a i jego matki Victorii oraz pozostałych członków rodziny Archer'a. Według mnie był to najciekawszy wątek z nie do końca wykorzystanym potencjałem. Niemniej jednak nie wpłynęło to znacząco na moją ocenę.

Mia Sheridan jest jednym z moich odkryć minionego roku. Niewielu autorów potrafi pisać o uczuciach w tak bezpretensjonalny sposób. Pierwsza przeczytana przeze mnie powieść tej autorki - "Bez winy", zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejne tytuły; "Bez słów" utwierdziło mnie w przekonaniu, że spotkanie z Mią Sheridan było strzałem w dziesiątkę. W najbliższym czasie z pewnością sięgnę po kolejne powieści, które wyszły spod jej pióra.

Ocena: 8/10

Komentarze